wtorek, 26 lutego 2013

~Rozdz 25.


 ~...jak ktoś ściska moją dłoń. No nie "ktoś" tylko Jess bo to właśnie jej rękę trzymałem. 
    Podniosłem głowę i skierowałem wzrok w jej stronę. Miała delikatnie otwarte oczy. Nie
    wierzyłem, byłem tak bardzo szczęśliwy! Czekałem na to od tych kilku pieprzonych dni,
    które wydawały się być wiecznością. A teraz? Teraz mój strach przeminął. Miałem nadzieję
    że wszystko już będzie dobrze.
  -Kochanie?! Proszę nie zasypiaj idę po lekarza-oznajmiłem gładząc ją po głowie. Ta tylko

    nią pokiwała, choć zauważyłem że była jakaś .. nieobecna? 
    Wybiegłem szybko z pomieszczenia z zamiarem znalezienia mężczyzny zajmującym się 
    "przypadkiem" blondyny. Ruszyłem w kierunku....no właśnie w jakim? Przecież nie 
     miałem najmniejszego pojęcia gdzie w tamtym momencie znajdował się ten facet. 
     Bez namysłu zatrzymałem pierwszą lepszą pielęgniarkę i zacząłem ciągnąć ją do sali w 
     której leżała Jessica.
   -Przepraszam bardzo, co pan robi? -zapytała oburzona kobieta zatrzymując się. Fakt,że z 
     tego "pośpiechu" nic jej nie powiedziałem. Zrobiło mi się głupio..
   -Emm...proszę mi wybaczyć-zacząłem zdenerwowany.
   -Trochę mnie ponosi, moja dziewczyna właśnie wybudziła się ze śpiączki-dodałem biorąc
     przy tym głęboki wdech. Ta się tylko uśmiechnęła kiwając następnie głową. Miała może z
     25 lat i nie powiem-całkiem niezłe kształty. "Horan ty debilu-ogarnij się!" Wymazałem 
     szybko z głowy te myśli. Taki moment i tu ... brak słów. 
   -Ah tak, pan Niall. Proszę do niej wrócić zaraz przyjdę z lekarzem-powiedziała puszczając
     do mnie oczko. Poczułem, że moje poliki oblały rumieńce. Odpowiedziałem jedynie 
      wymuszonym uśmiechem po czym tak jak poprosiła wybrałem się do pomieszczenia gdzie
      leżała blondyna.
      Wszedłem do środka i ujrzałem ją jak próbowała ułożyć się w pozycji siedzącej i oprzeć
      o poduszkę. Teraz musiałem uważać na to co mówię, na razie nie mogła się dowiedzieć
      o sprawie z Emily-to za szybko. Niech najpierw dojdzie do siebie, jej stan się poprawi 
      dopiero wtedy ją o tym poinformuję. Podszedłem do łóżka i złapałem ją delikatnie za 
      rękę. Ta na mnie jedynie spojrzała nie odzywając się. Chciałem zacząć mówić, ale 
      kiedy otworzyłem już usta z zamiarem wydobycia z siebie jakichkolwiek słów w sali
      pojawił się lekarz. No tak "Mistrz nieodpowiednich momentów" Przeszło mi przez myśl.
    -Witam! Jak miło że pani znów jest z nami-przywitał się i zachichotał. Odsunąłem się 
      nie miałem zamiaru przeszkadzać. Obserwowałem więc co robił mężczyzna. Czułem 
      jednak na sobie wzrok tej całej pielęgniarki i przyznam że powoli zaczynało mnie to 
      delikatnie mówiąc-wkurwiać.
     -Więc tak. Po pierwsze to jestem trochę zszokowany, że śpiączka minęła tak szybko.
       Zazwyczaj pacjenci wybudzają się z niej w okresie od 2 do 4 tygodni od czasu kiedy 
       ona nastąpiła. A tu proszę-zaczął swój monolog obracając się również w moją stronę.
     -Miejmy nadzieję że nie wynikną później jakieś "skutki uboczne" bo tego byśmy 
       nie chcieli. Oczywiście będziemy robić wszystko by one nie nastąpiły,ale musicie 
       liczyć się z tym że chwilami mogą pojawiać się omdlenia, krótkie zaniki pamięci..-wciąż
       kontynuował. Dziewczyna co prawda rozmawiała z nami normalnie, ale dziwnie 
       reagowała na to,że mężczyzna zwracał się też do mnie. Nie wiedziałem co jest, w końcu
       wszystko było dobrze. 
    -Na razie jednak nie zapeszajmy. W każdym bądź razie i tak przytrzymamy tu panią z
       jakieś półtora tygodnia max dwa-dodał kończąc swoją długą wypowiedź. Pokiwałem 
       jedynie głową. Następnie lekarz się pożegnał zapowiedziawszy wcześniej że przyjdzie
       później i wraz z kobietą opuścił pomieszczenie. Ulżyło mi, miałem się już odezwać do tej
       baby i jej nawtykać. Patrzyła się na mnie z takim wzrokiem jakby mnie miała zaraz 
       rozebrać. Zajebiście....
       Wciągnąłem głęboko powietrze i usadowiłem się na krawędzi szpitalnego łóżka ponownie
        łapiąc Jessicę za nadgarstek.
     -Stęskniłem się za tobą wiesz?-zapytałem co było zupełnie bezsensu bo pewnie zdawała 
       sobie z tego sprawę. Cóż moja głupota czasem przekracza wszelkie granice.... 
       Tak to jest jak się mieszka pod jednym dachem z czwórką debili. 
       Dziewczyna nic nie odpowiedziała tylko przypatrywała mi się z uwagą jakby widziała 
       mnie pierwszy raz w życiu. Nastała krępująca cisza. Miałem plan jak temu zapobiec. 
       Zbliżyłem swoją głowę do niej z zamiarem muśnięcia jej miękkich, słodkich warg..ta 
       jednak delikatnie mnie od siebie odepchnęła z oburzonym wyrazem twarzy.
     -O co chodzi?-uniosłem jedną brew. Nie powiem byłem nieco zdezorientowany.
     -Co ty człowieku robisz? 
     -No..chciałem cię pocałować?-wciąż się dziwiłem. Przecież to lubiła, nigdy nie 
       protestowała..
     -Sorry,ale nie pogięło mnie jeszcze by całować się z obcymi-rzekła a mnie wmurowało. Jak
       to z OBCYMI? Przecież my, my byliśmy razem. Sądziłem że się ze mną droczy..
     -W ogóle dlaczego ty tutaj jesteś i nazwałeś mnie "kochanie"? No i puść tą rękę-niemalże
       krzyknęła wyrywając swoją dłoń. Przeraziłem się. Nie mogła żartować miała poważną
       minę..
     -Nie wiesz kim jestem?Nie pamiętasz?-zapytałem z nadzieją. Czyżby był to ten cały 
       zanik pamięci o którym mówił lekarz? Ile to by miało trwać? Jedna wielka masakra..
     -Przykro mi,ale nie..-beznamiętnie oznajmiła. Spuściłem głowę na dół.  Poczułem się
       okropnie. Szczerze? To trochę zabolało jak mówiła że mnie nie zna z taką 
       bezinteresownością. Moje powieki stały się mokre..po poliku spłynęło kilka łez kiedy 
       dziewczyna nagle zaczęła się śmiać. Spojrzałem na nią ocierając krople..Zaskoczyła mnie.
     -Żartowałam głuptasie-nieźle się bawiła. Zajebiście ja tu popadałem w "rozpacz" a ta 
       miała niezły ubaw. Jakim cudem do cholery naszła ją ochota to żartów? W takim 
        momencie? Trochę się wkurzyłem.
     -No już się nie obrażaj-ciągnęła nadal widząc jak zareagowałem. Zrobiłem FOCHA i złożyłem
       ręce na klatce piersiowej. To było dziwne, ale nie mogłem się długo na nią gniewać ten 
       jej urok i mina "zbitego szczeniaczka" doprowadzały każdego do szaleństwa.
     -Ja tutaj myślałem że ty na serio z tym....no wiesz?!-rzekłem z lekkim bulwersem w głosie.
     -Oj no dobrze-przepraszam-powiedziała łapiąc mnie za rękę. Odwróciłem się i na nią 
       spojrzałem. 
     -Okej, ale jak wrócisz już do domu to kara cię nie ominie-puściłem w jej stronę oczko na 
       co ta zrobiła "facepalm'a".
     -Ty zboczeńcu-rzuciłem tylko śmiejąc się.
     -I kto tutaj ma takie myśli,co?-zareagowała tak samo jak ja. Po chwili rozpłynęliśmy się 
        w namiętnym pocałunku. 
     -Stęskniłem się.
     -Wiem kochanie..
   _______________________________________________________________
       Z góry przepraszam że rozdział taki krótki i jest tylko "Oczami Niall'a" 

     po prostu chciałam to wszystko jakoś opisać itd. więc nie miejcie mi  
     tego za złe. W ogóle to nie wiem czy jest sens pisać dalej. Pod ostatnim 
     pojawiło się jedynie 21 komentarzy co jest do was nie podobne! jest tu
     prawie 200 obserwatorów a tyle kom? Namyślcie się ,bo jeśli nikt nie bd
     chciał tego już czytać to dam w następnym Epilog :3 decyzja należy do Was.
     CZYTASZ=KOMENTUJESZ.

niedziela, 24 lutego 2013

~Rozdz 24.


 ~-..daję ci wolną rękę. Możesz do niej wrócić-oznajmiłam drżącym głosem. Nie chciałam 
      tego. Podjęcie tej decyzji zajęło mi sporo czasu i kosztowało wiele łez. Po długich 
      przemyśleniach zdałam sobie jednak sprawę, że na dłuższą metę tak być nie może! Jeżeli
      mieliśmy się ciągle kłócić z przyczyn Edwards, która za wszelką cenę próbowała nas 
      rozdzielić- to to, nie miałoby sensu. Nie byłam osobą bez serca, podłą, chamską żmiją i nie
      zamierzałam pozbawiać go ojcostwa. Tej radości... Kochałam go,  ale nie chciałam by 
      wypominał mi później, że ciągle był przeze mnie odciągany od własnego dziecka. Nie, 
      naprawdę nie wyobrażałam sobie takiej sytuacji. 
      W środku się we mnie gotowało-próbowałam nie dać po sobie tego poznać, być silną 
       dziewczyną..jednak na marne, bo policzku spłynęło mi kilka łez. 
     -O czym ty mówisz?! Błagam cię nie mów że wierzysz w te pieprzone plotki!?-zaczął 
       podnosząc się z krzesełka. 
     -Ale wszyscy .....
     -Nie! Co wszyscy?! Wolisz słuchać innych ?! Nie chcesz wiedzieć co JA mam ci do 
       powiedzenia?!-niemalże krzyczał, a ja czułam że moje powieki stają się coraz bardziej 
       wilgotne. Pierwszy raz zobaczyłam go  tak..wkurzonego.
      -Proszę uspokój się-powiedziałam prawie szeptem, głos mi się załamywał.  
      -Emily ja cię kocham, rozumiesz?! -miałam wrażenie, że chce coś rozwalić. Błąkał się po 
        pomieszczeniu bez celowo z zaciśniętymi pięściami ,drżały mu ręce.
      -Nie utrudniaj..muszę to przemyśleć-oznajmiłam, nie było mi łatwo,ale musiałam..
      -Nie będę ojcem,to nie moje dziecko!-wywrzeszczał łapiąc się po chwili rękami za tył 
        głowy. Przestraszyłam się. Po chwili do sali wszedł tata. Spojrzał na mnie a następnie 
        skierował swój wzrok na Mulata.
      - Zayn przepraszam, ja..ja nie mogę. Proszę wyjdź- wahałam się. Moje ciało przeszyły 
         nieprzyjemne dreszcze. 
      -Chcesz to tak wszystko zakończyć? Teraz?-ciągnął już bardziej spokojnym tonem.
      -Potrzebuję czasu.
      -Dobrze, ale pamiętaj że zawsze pozostaniesz tutaj-oznajmił i wskazał ręką w miejsce gdzie
        znajduje się serce. 
      -Będę czekał-to były ostatnie słowa, które wypowiedział i wyszedł zatrzaskując za sobą
        drzwi. Nie wytrzymałam -rozpłakałam się. 
      -Córeczko, wszystko się ułoży- usłyszałam głos taty. No tak zapomniałam że od jakiejś 
        chwili przypatrywał się temu zdarzeniu. Ukucnął przy moim łóżku i delikatnie gładził
        po ręce. Przynajmniej na niego mogłam liczyć. 
        Nie wiem ile czasu spędziliśmy w tej pozycji, niedługo potem wstał i rozprostował kości
       -Nie idź zostań. Błagam, nie wytrzymam tu sama. Nikogo nie mam oprócz ciebie-zaczęłam.
        Zresztą była to prawda. Na matkę nie miałam co liczyć. Pewnie jest teraz dumna,od
        początku go nie lubiła.
       -Oczywiście-odpowiedział i znów się koło mnie przysiadł. 
        *Oczami Zayn'a*
        No kurwa to nie może się tak skończyć, nie może! W głowie krążyła mi masa myśli i 
        pytań : Dlaczego?Wychodząc ze szpitala odczułem ból. Ukłucie w sercu.
        Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem a teraz? Teraz  jakaś cząstka mnie wymarła.
        Poczułem się samotny. Straciłem najważniejszą osobę w moim życiu, nie wiedziałem 
        co mam ze sobą zrobić. 
        Wyszedłem przez główne drzwi. Chciało mi się płakać. Moje powieki stały się ciężkie i
        z każdą sekundą robiły się coraz bardziej mokre. Nogi miałem jak z waty, odmawiały 
        posłuszeństwa. Kierował mną emocje, których jeszcze nigdy nie miałem okazji "poznać".
        Byłem jednocześnie załamany, ale też i zły. Wściekły. A na kogo? Otóż to, że sam na 
        siebie. Mogłem inaczej to poprowadzić. Być łagodniejszym. Idiota .. Wyskoczyłem 
        na nią z krzykiem jakby było jej mało tego wszystkiego. Stanąłem przed budynkiem i 
        jeszcze raz na niego spojrzałem. Odwróciłem się i zobaczyłem chłopaków, którzy właśnie
        do mnie biegli. Pewnie rozdawali autografy bo za nimi ciągnęła się masa dziewczyn. 
        Pokręciłem przecząco głową i pewnym ruchem ruszyłem przed siebie. Sam nie 
         wiedziałem dokąd. Po prostu musiałem uciec od tego miejsca. 
         Po chwili poczułem szarpnięcie za ramię. 
       -Czego?!-nie potrzebnie wybuchłem. Drżał mi głos, miałem zaszklone oczy. Przede mną 
         stał uśmiechnięty Styles, ale kiedy zobaczył moją minę jego momentalnie pobladła.
       -Stary tylko nie tutaj-usłyszałem jedynie po czym pociągnął mnie w stronę postoju 
         taksówek. Fakt, nie mogłem załamać się na środku ulicy. Wokół była masa reporterów
         którzy co chwilę robili te pieprzone zdjęcia. Jakby sfotografowali mnie w takim stanie
         Paul byłby zajebiście wkurzony. Za niedługo przecież trasa, przed nami masa wywiadów
         -a tu jeszcze taka akcja. Za dobrze by nie było.
         Niedługo później wszyscy siedzieliśmy już w samochodzie. Tomlinson wpakował nasze
         walizki do bagażnika, następnie ruszyliśmy. 

         Siedziałem nieobecny, nie słyszałem nawet jak Harry rozmawiał z kierowcą gdzie ten ma
         nas zawieźć więc po chwili, obserwując to co rozciągało się za szybą auta -zapytałem:
        -Dokąd my w ogóle jedziemy? 
        -Do hotelu, wszystko przemyślimy ... zresztą nie chcesz chyba spać na ławce w parku-
         odezwał się Tommo po czym zaczął się śmiać. Rzuciłem mu mroźne spojrzenie..widząc
         jak lokers zaraz walnął go z łokcia w brzuch.

         *Oczami Niall'a*
         Nie mogłem usiedzieć dłużej w domu. Wziąłem więc to co najpotrzebniejsze i ruszyłem 
         samochodem w stronę szpitala. Liama jak zwykle nie było. Od pewnego czasu rzadko
         bywa w domu. Jak już jest to mało co się odzywa. Zazwyczaj siedzi beznamiętnie przed
         telewizorem lub leży na łóżku w swoim pokoju czytając książkę. Nie wiem co ostatnio
         się z nim dzieje. Musiałem z nim pogadać.. 
         *Piętnaście minut później*
         Byłem na miejscu.Zaparkowałem auto na tyłach budynku po czym założyłem na nos
          ciemne okulary i kaptur na głowę. Chciałem uniknąć spotkania z fanami. Kocham ich
          i jestem im wszystkim wdzięczny za to wsparcie. Bez nich nie osiągnęlibyśmy tej  
          sławy tak wielkiego sukcesu. W tamtym momencie jednak nie miałem na to ochoty, 
          musieli mnie zrozumieć. 
          Wszedłem do środka i od razu skierowałem się w stronę sali, w której znajdowała się 
          Jessica. Co prawda lekarz oznajmił, że jej stan się poprawia i z każdym dniem jest 
          coraz lepiej , ale wciąż się bałem. No bo skoro było lepiej to dlaczego się jeszcze nie 
          wybudziła i nadal jest w tej cholernej śpiączce?! Jakaś paranoja.
          Otworzyłem drzwi i zobaczyłem wysokiego mężczyznę z lekkim zarostem i włosami 
           w nieładzie. Miał ubrany "ten słynny szpitalny fartuch"
         -Pan Niall? Dzień dobry-uśmiechnął się przyjaźnie "doktor" gdy ściągnąłem 
           PRZEBRANIE.
         -Witam. I jak?-zapytałem.
         -Nic szczególnego. Jej stan się poprawia to możemy zapewnić panu w stu procentach.
          Siniaki powoli znikają, rany się goją. Ale nie wiemy dokładnie kiedy się wybudzi-jego
          mina zrzedła zresztą tak jak moja. Tak bardzo chciałem móc się wreszcie do niej 
          przytulić. Pośmiać się z nią. Poczuć smak jej przesłodkich ust .... 
          Miałem dość, jeszcze ta sytuacja z Em. To dodatkowo wprawiało mnie w zły nastrój.
          Też się o nią bałem. Była mi jak siostra, jak najlepsza przyjaciółka a ja się dowiaduję
          że chciała się zabić. "Później zadzwonię do Malika" przeszło mi przez myśl. Na pewno
          był już w Polsce. 
          Kiedy lekarz opuścił pomieszczenie usiadłem na krzesełku stojącym obok łóżka. 
          Złapałem dłoń dziewczyny i zacząłem mówić. Pomimo tego że była w śpiączce,to
          postanowiłem spróbować. Słyszałem nie raz,że takie osoby odbierają dźwięki 
          dochodzące z otoczenia. 
         -Kochanie. Tak bardzo tęsknię. Nie mogę już wytrzymać. Wszystko się komplikuje, tak 
           być nie powinno. Tyle problemów, sprawa z Em. Już sam zaczynam myśleć, że to
           my -ta cała banda debili sprowadzamy te cholerne nieszczęścia-spuściłem głowę. Ale 
           zaraz poczułem......
    ______________________________________________________________
           Siemaa : * I jak? Mi się nawet podoba. xd Ale opinię zostawię Wam .
        Wiem, że większość nie spodziewała się takiego obrotu sytuacji ,ale teraz
        mam taką wenę i tyle pomysłów! :o że sama się sobie dziwię xd.
        jak sądzicie:
        -'co poczuł Horan?'
        -czy Malik i Em znów będą razem? 
        ostatnio pojawiło się tak mało kom: c jest mi przykro bo jest tu was aż
        tyle, a komentarzy tylko 23 ;__; pewnie wam się rozdział nie podobał : ))
        mam nadzieję że pod tym będzie więęcej! :3 nwm kiedy dam nn, możliwe
        że jutro bądź we wtorek (nic nie obiecuję).
        aa no i KONKURS ! to co mam robić czy nie? 
        CZYTASZ=KOMENTUJESZ ! :)   

sobota, 23 lutego 2013

~Rozdz 23.


 ~ W środku zastałem lekarza wymieniającymi zdania z jakąś kobietą i mężczyzną. Nie 
      rozumiałem o czym rozmawiali, nie znałem polskiego. Za nimi leżała Em. Dostrzegłem ją
      kątem oka, gdyż była zasłaniania przez najprawdopodobniej -tatę. Starałem się zamknąć
      za sobą drzwi jak najciszej, by nie narobić zbędnego zamieszania choć to się zupełnie nie
      udało. W moim kierunku po chwili odwrócili się wszyscy przypatrując się mi z uwagą. 
      Zmieszałem się-krępująca sytuacja. Stać mnie było tylko na skromne "Dzień Dobry". 
      Ludzie znajdujący się w tym pomieszczeniu miny mieli takie, jakby chcieli mnie zaraz 
      zabić. W szczególności ta kobieta. Niska w średnim wieku o długich włosach okalających
      jej twarz. Była podobna do Emily "Pewnie matka" -przeszło mi przez myśl. Już w tamtej
      chwili wiedziałem, że łatwo z nią nie będzie. 
      Lekarz opuścił salę, w której teraz panowała niesamowicie napięta atmosfera. Starałem się
      nie zwracać uwagi na negatywnie nastawioną do mnie osobę. Wymieniłem tylko spojrzenia
      z wysokim mężczyzną o przyjaznym wyrazie twarzy.
      Podszedłem do szpitalnego łóżka na którym znajdowała się urocza brunetka. Miała otwarte
      oczy, choć widziałem że nie ma zamiaru ze mną rozmawiać. Usiadłem na plastikowym 
      krzesełku obok. Dziewczyna po chwili dała znak rodzicom, by opuścili pomieszczenie i 
      zostawili nas samych. Nie protestowali chociaż lekki opór stawiała mamusia. Dopiero po 
      namowach męża -wyszła. Spojrzałem znów na Em po czym mój wzrok następnie skierował 
      się na jej zabandażowane oba nadgarstki..
      *Oczami Emily-po wybudzeniu*
      To wszystko zdarzyło się tak szybko, tak nagle. Nie myślałam trzeźwo popełniając to 
      głupstwo. Tak-głupstwo .Bo dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę, że to co zrobiłam
      było niemądre. Żałowałam. W tamtym momencie jednak kierowały mną emocje, ta 
      bezsilność w stosunku do całej tej sytuacji. Uważałam wówczas, że będzie to najlepsze
      rozwiązanie. Nie chciałam obudzić się kolejnego dnia spędzonego na dalszych kłótniach
      z bliskimi i kochanymi mi osobami. Nie miałam na to najzwyczajniej sił. Te kłopoty. 
      Ciągłe nieustające problemy- tego było za wiele, już mnie to wykańczało. W dodatku
      jeszcze ta "pieprzona ciąża". Miałam dość no i stało się-wyciągnęłam tą cholerną żyletkę.
      Pech chciał, że znalazła mnie moja rodzicielka. Gdyby nie ona -nie byłoby mnie tu teraz.
      Z jednej strony to właśnie takiego obrotu akcji się spodziewałam, chciałam by tak się 
      stało. A teraz? Teraz cieszę się, że mnie uratowali. Wykrwawiłabym się i jeb- Emily
      by już nie było. Czy bolało? Bolało i to piekielnie. Te męki odczuwałam przez chwilę, 
      później nie pamiętam co się działo.
      Po jakimś czasie obudziłam się w niewygodnym , nieswoim łóżku i pomieszczeniu gdzie 
      ściany miały nie przyjemne barwy. W powietrzu unosił się dziwny "odór". Spojrzałam na
      swoje ręce i baczniej przyjrzałam się temu, co znajdowało się wokół mnie i dopiero zdałam
      sobie sprawę że znajdowałam się w szpitalu. Było mi słabo i kręciło mi się w głowie 
      ale dało się to znieść w porównaniu do bólu obu nadgarstków. Zajmowali się mną lekarze,
      pielęgniarki, które co chwile "mnie odwiedzały" pytając jednocześnie czy nie jest gorzej
      niż dotychczas i faszerując jakimiś tabletkami. Fakt, że po nich było mi trochę lepiej..
      Chciałam trochę prywatności , pobyć samej z własnymi myślami -wszystko jakoś
      unormować. 

      Oczywiście nie mogłam, gdyż po jakiejś godzinie wbiegli roztrzęsieni rodzice. No tak
      MAMA. Wciąż pamiętałam o co się z nią pokłóciłam i jakie ostre, nieprzyjemne zdania 
      ze sobą wymieniłyśmy. Tego jej nie zapomnę... 
      Co do Zayn'a to sama jeszcze nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Zapewnienia Horana
      że to plotka jakoś mnie nie usatysfakcjonowały. Musiałam z nim porozmawiać osobiście,
      ale nie w tamtym momencie...nie byłam gotowa by się z nim jeszcze widzieć.
      *Kilka godzin później(również wizyta Malika)*
       Było trochę lepiej, chociaż nadal odczuwałam ten dyskomfort i delikatny lecz nieustający
       ból. Nie mogłam leżeć bezczynnie w miejscu, wiedząc że na głowie mam masę innych 
       spraw. Między innymi "nową pracę i szkołę". Wojowałam o wypis, jednakże na marne.
       Lekarz stanowczo odmawiał i dołował mnie jeszcze bardziej twierdząc, że miałam tam
       zostać jeszcze z jakiś tydzień.  
       Rękami ruszać mi zabroniono (no tak, zajebiście) więc pozostało mi jedynie gapienie się
       w biały sufit będący nade mną. Sensacja... Moi opiekunowie nie dawali mi spokoju, nie
       obchodziło ich to, że jestem zmęczona. Siedzieli koło mnie majacząc jaka to jestem 
       nieodpowiedzialna i lekkomyślna. I mówiła to kobieta, która rozkazywała mi jak
       mam żyć.
    -Wypuścimy ją za siedem dni. W tym czasie będzie ją odwiedzał psycholog-odezwał się

       facet w szpitalnym "fartuchu". Zagotowało się we mnie. Nie byłam chora psychicznie,
       to była chwila słabości -bezsilność. Miałam ochotę zabrać głos i wymienić z nim kilka
       nieprzyjemnych zdań ale sobie odpuściłam. 
    -Oczywiście. Dziękujemy-powiedziała matka i sztucznie się do niego uśmiechnęła, po czym 
       lekarz opuścił salę. Tata był niedostępny, mało mówił. Co mu się stało ? Czyżby aż tak
       bardzo przejął się tym wszystkim? A może wydarzyło się coś o czym ja nie wiedziałam?
       Po chwili do pomieszczenia  wszedł....Zayn? 
       Zdziwiłam się. Dojrzałam go jedynie kątem oka, gdyż widok przysłaniał mi mąż mojej 
       wspaniałej rodzicielki. Nie chciałam by tu teraz był, by widział mnie w takim stanie. 
       Przywitał się z "osobami" i usiadł na plastikowym krzesełku obok. Dałam znak moim 
       opiekunom żeby wyszli. 
     -Dlaczego?-zapytał z troską w głosie, zobaczywszy moje "ręce" owinięte w grubą warstwę
       bandażu. Chciałam je natychmiast zakryć lecz nie miałam takiej możliwości i okazało 
       się to trudniejsze niż mi się wydawało. Uniosłam je lekko i zabolało -syknęłam cicho. 
       Nie mogłam mu spojrzeć w twarz ,wstydziłam się tego co zrobiłam. Powinien chociaż 
       zrozumieć to, że nie mam tak stalowych nerwów i za dużo jak na moją osobę w ostatnim
       czasie się wydarzyło. 
       Delikatnie dotknął kosmyka moich włosów lekko go po chwili odgarniając. 
     -Dlaczego?-zapytał powtórnie nie widząc z mojej strony żadnej reakcji. Zostając w takiej
        samej pozie czyli z odwróconą głową w stronę okna zaczęłam:
     -Nie mogę. Mam dość tyle się dzieje. Pomiędzy nami też nie jest za dobrze, nie wytrzymuje
       rozumiesz?? -łzy spłynęły mi po policzku.
     -Mi też jest ciężko ale nie próbuję się z tego powodu zabić! Mam dla kogo żyć tak jak
       i ty! Każdy problem da się rozwiązać-mówił podniesionym głosem. Spojrzałam na niego.
       Nie ujrzałam Zayn'a takiego jak dawniej. Uśmiechniętego, cieszącego się z życia Bad
       Boy'a, ale przybitego, wycieńczonego chłopaka próbującego uporać się z wszelkimi 
       trudami. 
     -Będzie dobrze-dodał po chwili ocierając kolejną łzy, których nie umiałam powstrzymać.
     -Nie nie będzie. Dobrze o tym wiesz..Mam już dość Perrie, która na każdym kroku
       wpierdala się nam w życie! Mam dość tego, że zamiast cieszyć się sobą to na okrągło 
       się przez nią kłócimy. To nie jest w porządku, to nie ma sensu-rzekłam .
     -Co masz na myśli?-uniósł brew zdezorientowany.
     -Niedługo zostaniesz ojcem..-zaczęłam, chciał mi przerwać ale nie dałam mu dojść do 
       słowa. 
     -Nie wyobrażam sobie sytuacji, gdzie mamy iść do kina- spędzić razem czas a ty odbierasz
       telefon od Edwards informującej cię że masz "widzenie" z synem bądź córką. Nie widzę
       jakoś tego, dlatego ..........
  _______________________________________________________________
       OO ale się rozpisałam *o* hehs, mam nadzieję że nudne nie jest?Co 
      myślicie? Dziękuję wam za te 38 komentarzy pod ostatnim postem, w 
      jeden dzień aż tyle? Jesteście wielcy : )) Oczywiście jestem Wam wdzięczna
      za tyle odwiedzin! Wielkimi krokami dobijamy do 7 tys. 
      Ostatnio pojawiła się mowa o konkursie.. 
      Więc chciałabym zrobić "mini" konkurs na bloga miesiąca. Polegałoby
      to na tym, żebyście podali swoje blogi (max. 10 nominacji) i sędziowie 
      (ja z koleżanką) ocenimy i wybierzemy 3 z nich, które przejdą do finału. 
      Blog który zwycięży bd miał prawo do "jednego życzenia" dot. oczywiście
      blogów , i bloggera : 33 pomyślcie nad tym i napiszcie co sądzicie :)
      CZYTASZ=KOMENTUJESZ ! :3
     Oczywiście nadal komentujcie! Chcę znać wasze opinie. Kolejny rozdział

       możliwe że pojawi się już jutro ! /natt:*  
     

piątek, 22 lutego 2013

~Rozdz 22.


 ~  - Jak to do Polski?!-zapytał podniesionym głosem Horan. 
      - Tam wyjechała Emily w końcu jest Polką palancie...nie zadawaj głupich
          pytań-ona ...chciała się zabić-powiedziałem jąkając się i jednocześnie podnosząc tyłek
          z kanapy. Ten sam ruch wykonał równocześnie ze mną Irlandczyk. Widziałem w jego
          oczach smutek ale jednocześnie złość. Nie potrafiłem tego zrozumieć, przeżywał to 
          wszytko bardziej niż ja-choć tak być nie powinno. Jak już mówiłem on i ta niesamowita
          brunetka darzyli się "uczuciem" , którego do tej pory nie mogłem pojąć. 
          Wciągnąłem głęboko powietrze i czekałem aż blondyn zacznie swój monolog.
        -Stary, przepraszam ale ja nie mogę. Na prawdę chciałbym z tobą tam lecieć ale 
          kurwa nie mogę! Jessica mnie potrzebuje -skończył a w jego oku zakręciła się łza,która
          po chwili spłynęła po policzku. Szybko ją otarł. Poklepałem go po ramieniu i ze 
          sztucznym uśmiechem zabrałem głos:
        -Niall posłuchaj. Nie mogę od ciebie tego wymagać nawet nie przeszło mi to 
          przez myśl. Wiem że Jess zdaje się teraz na twoją pomoc...dlatego opiekuj się 
          nią. Sam to załatwię-powiedziałem prawdę. Coś byłoby nie w porządku gdybym kazał mu
          zostawić jego dziewczynę w ciężkim stanie i nakazał jechać ze mną. Tak nie postępują 
          przyjaciele. Pokiwałem na koniec twierdząco głową i odwróciłem się na pięcie by czym
          prędzej spakować potrzebne ciuchy i wyruszyć na lotnisko. Modliłem się żeby był jakiś
          samolot. 
          Miałem już właśnie opuścić salon kiedy zatrzymał mnie lokers."Ja pierdole-śpieszę się"
         -Zabieram się z tobą. Nie mogę dopuścić żeby coś jej się stało!-niemalże krzyknął. 
           Nie zdążyłem nawet temu zaprzeczyć, gdyż już go nie było. Najprawdopodobniej 
           wybiegł do swojej sypialni po jakieś ubrania. Nie potrzebowałem litości :
           "Lecę z tobą żebyś nie był sam" - nie. Wręcz przeciwnie. Dobrze wiedziałem, że zrobi
           się duże zamieszanie gdy będzie nas więcej. 
          -Jak on to ja też! -zaczął Tomlinson po czym skierował tyłek za Harrym. Wkurzyłem 
            się. Dodatkowa osoba jest niepotrzebna.  
            Ich jednak nie da się przekonać, by zmienili zdanie. Próbowałem oswoić się z tą 
            sytuacją. Założyłem ręce za głowę i stałem tak w bezruchu z dobre kilkanaście sekund. 
            Musiałem to wszystko ogarnąć. Powoli już tego nie wytrzymywałem. Moja psychika
            się wykańczała -najzwyczajniej niekiedy chciało mi się wyć. Potrzebowałem choć na
            jakiś czas odizolować się od otoczenia , osób z którymi przebywam na co dzień. Plan
            "wakacji" jak na razie pozostało mi przełożyć na inny termin. Emily mnie potrzebowała
            i to w tym momencie się liczyło. Strasznie bolało mnie to co chciała sobie zrobić, 
            posądzałem się za to. Gdyby nie ja nie doszłoby do takiego rozwoju akcji. Już 
            przychodziło mi na myśl :rozstanie. Nie mogłem jednak tego zrobić, no kurwa nie 
            mogłem!  Odsunąłem męczące mnie myśli na bok z zamiarem następnego spakowania
            walizki. Pożegnałem się z Horanem i Liam'em, który w ogóle się nie odzywał. Siedział
            jedynie beznamiętnie w skórzanym fotelu błądząc gdzieś wzrokiem po podłodze bądź
            ścianach pomieszczenia. Co jakiś czas spoglądał na nas. Coś nie grało..ale stop. 
            Dosyć kłopotów jak na teraz. Nie chciałem poruszać kolejnego problemu, więc 
            postanowiłem z nim "o tym" pogadać jak już wszystko się mniej więcej unormuje - 
            uspokoi.
            Wbiegłem po schodach na górę-liczył się czas. Wepchnąłem do pierwszej lepszej "torby
             na kółkach" kilka par spodni, bluzek oraz butów. Zabrałem jeszcze pieniądze i telefon
             po czym krzyknąłem do chłopaków, żeby się pośpieszyli. 
         *Kilka godzin później*
            Byliśmy w końcu na miejscu. Natknęliśmy się oczywiście na ostatni samolot lecący
            w najbliższym czasie do Polski. Podróż minęła strasznie męcząco. Ta banda debili cały
            czas się wygłupiała nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji. Tylko Styles co chwilę 
            zerkał na mnie trochę się opamiętując. Gorzej niż przedszkolaki, no gorzej! 
            W końcu te katusze się skończyły i wylądowaliśmy. Przed lotniskiem czekał kolejny
             powód naszego "opóźnienia" -paparazzi i masa piszczących dziewczyn. Poważnie nie
             wiem  jakim cudem dowiedzieli się o naszej "niezapowiedzianej wizycie". Kocham
             naszych fanów i zawsze z każdym staram zamienić się chociaż słowo,ale tym razem

             nie było po prostu na to czasu. Jako że to nasza pierwsza wizyta w tym miejscu, co
             prawda "niepełna" bo nie było kilku członków zespołu , przez co większość okazała
             zawiedzenie to zdecydowaliśmy dać te parę autografów. Należało im się....
             Próbowałem się chociaż sztucznie uśmiechać, by media nie "wyczuły" że coś nie gra..
             znowu zaczęliby pisać jakieś niestworzone, z dupy wzięte historie. 
            -Okej! Na dziś to tyle bardzo się śpieszymy ale obiecujemy, że jeszcze nas tu 
              zobaczycie-zaczął przekrzykiwać się przez inne głosy lokers torując przy okazji drogę
              do postoju taksówek. Większość pewnie go nie zrozumiała, gdyż zaczęli zaraz między
              sobą wymieniać jakieś zdania w ich ojczystym języku, których nie mogłem 
              rozszyfrować. Nagle padło pytanie od jakiejś ciemnowłosej fanki:
             -Zagracie tu? -spojrzeliśmy na siebie. Zrobiło nam się głupio, z faktu że Polska nie 
               znalazła się na liście najnowszej trasy koncertowej "Take Me Home" która miała 
               rozpocząć się za kilka miesiący. To nie była jednak nasza wina, gdyż próbowaliśmy 
               namówić na to naszego managera. Widzieliśmy na tt różne akcje typu :
               "#PolanNeedsTMHTour" bądź "PolandLovesOneDirection" i byliśmy zszokowani

               że mamy aż tylu fanów w Europie. On jednak był wciąż nieugięty i oznajmił że 
               damy koncert tu dopiero w 2014 roku. 
                Z opresji wyratował nas Tomlinson :
              -Możliwe-to było jedyne słowo które z siebie wydobył. Teraz zamierzaliśmy zawalczyć
                o ten występ. Dla nas błahostką jest przyjechać i zaśpiewać na scenie, ale fani 
                odbierają to zupełnie inaczej. Zasłużyli na to. 
                Po odpowiedzi Lou pomachaliśmy wszystkim i wsiedliśmy do taksówki. Najtrudniej
                było zaciągnąć do niej Styles'a , widać że spodobało mu się pozowanie do zdjęć..
                Chwilę później wszyscy byliśmy już w samochodzie. Nie odzywałem się, byłem 
                przybity. Nogi i ręce mimowolnie trzęsły mi się ze strachu. Bałem się..Bałem się
                co zastanę gdy dojedziemy na miejsce. 
                W głębi jednak cieszyłem się, że mam przy sobie chłopaków. Myślałem że jednak 
                 lepiej by było gdybym przyleciał tu sam-myliłem się. 
                 Pomimo tego że się wygłupiali dawali mi wsparcie, którego  teraz potrzebowałem
                 najbardziej.
                 Ciężko nam się było porozumieć z kierowcą, który kiepsko znał angielski-świetnie.
                 W ostatniej chwili przypomniało mi się że mam karteczkę z dokładnym adresem 
                  szpitala. Podałem ją więc mężczyźnie w średnim wieku z lekkim zarostem na twarzy
                  i włosami zaczesanymi do góry.
                 *Piętnaście minut później*
                 Dojechaliśmy. Czym prędzej wysiadłem z auta i zabrałem swój bagaż po czym 
                 zacząłem biec w stronę głównego wyjścia. Wahałem się, nie wiedziałem dokładnie
                 gdzie ono jest, bo taksówkarz zaparkował gdzieś na tyłach budynku. Po chwili 
                 je odnalazłem i wszedłem do środka. Tam wszyscy zaczęli się na nas gapić
                 wytrzeszczając oczy."No tak kurwa,wielka sensacja" przeszło mi przez myśl. 
                 Zignorowałem to , powiedziałem że będę miał czas później i zatrzymałem jakąś
                 pielęgniarkę pytając gdzie leży Emily Roberts. Nie wiedziała o czym do niej mówię
                 i po chwili z pomocą przyszła druga, młoda kobieta. Z nią bez problemu mogłem 
                 rozmawiać.
               -Sala 110-odpowiedziała po sprawdzeniu w jakimś stosie papierów szeroko się do 
                 mnie uśmiechając. Od razu ruszyłem w kierunku "pokoju". 
                 Stojąc przed nim uświadomiłem sobie że zgubiłem chłopaków. Machnąłem ręką,
                 przecież sobie poradzą. Wciągnąłem głęboko powietrze i otworzyłem drzwi.....
      _____________________________________________________________
                 Siemqa! *o* Jej, ależ ja tu dawno nie pisałam. Tak być nie może bo
             mi za Wami tęskno xd ;c Więc postaram się dodawać nowe rozdziały
             przynajmniej 2 razy w tyg. idziecie na taki układ?
             Jak wam się podoba? Z góry przepraszam że cały rozdział było 
             *Oczami Zayn'a* ,ale po prostu nie mogło być inaczej XD w kolejnej 
             cz. to się zmieni: 33 
             CZYTASZ=KOMENTUJESZ! :3
            więc tak jak powyżej CZYTASZ=KOMENTUJESZ, wasze opinie są
               najważniejsze! aa i dziękuję za tyle tych komentarzy pod ostatnim 
               postem! :) jesteście wielcy! oby tak dalej:)
               ostatnio pojawiło się wiele spekulacji na temat tego bym jeszcze nie
               kończyła opowiadania. więc dobrze, ale to zależy tylko i wyłącznie
               od was. bo jeśli nikt nie bd tego czytał to co? przecież nie bd pisać
               dalej bo dla kogo? ;__; 
               POD NASTĘPNYM ROZDZIAŁEM (CZYLI MOŻE JUTRO) MOŻLIWE
               ŻE POJAWI SIĘ MAŁY KONKURSIK  : 33           

sobota, 16 lutego 2013

~Rozdz 21.


  ~ *Oczami Zayn'a*
      Była może 12 w nocy. Wciąż nie mogłem zasnąć. Leżałem jedynie na łóżku wpatrując się
      w ciemną przestrzeń pokoju. Moje myśli krążyły w okół Emily i tej całej cholernej
      sytuacji. Również miałem dość. Wkurzało mnie to że moja była non stop wpieprzała się
      "z butami" w nasze życie. Chciała je za wszelką cenę zniszczyć, nie zwracała uwagi na 
       uczucia-dbała tylko o swój tyłek. Nie mogłem do tego dopuścić. Pokochałem tą niską,
       ciemnowłosą dziewczynę o przesłodkim uśmiechu i zgrabnej sylwetce. Nie przypuszczałem
       że pomimo faktu, iż jesteśmy razem nie długo to można się tak bezgranicznie zakochać. 
       Postanowiłem walczyć o ten związek mimo wszelkich przeszkód jakie nas teraz napotkały.
       Co do "rzekomej" ciąży Perrie i o jej spekulacjach na temat tego, że to ja właśnie będę 
       ojcem to w to nie wierzyłem. Uważałem że to nierealne bym miał z tym coś wspólnego,
       gdyż nie sypialiśmy ze sobą od przeszło kilku miesięcy. A o ile dobrze mi wiadomo po 
       naszym rozstaniu spotykała się z jakimś kolesiem. Tego byłem pewny w stu procentach 
       musiałem jednak obgadać to z Em i dać jej jasno do zrozumienia że to tylko pieprzona 
       zmyślona plotka. Nie wiem gdzie ona w tamtym momencie wyjechała, nie dawała żadnego
       znaku życia, nie odbierała moich telefonów. Martwiłem się a najgorsza w tym wszystkim 
       była ta cholerna bezsilność, że nic nie mogłem zrobić. 
       Myślałem nad wieloma sprawami, w głowie krążyło mi miliony pytań na które nie znałem 
       odpowiedzi, kiedy nagle zorientowałem się, że dostałem SMS. Wziąłem telefon do ręki i
       zacząłem czytać "Życzę udanej z Edwards i rodzicielstwa.Pamiętaj jednak, że Cię 
       kocham i nigdy nie przestanę.Emily" 
    -Co?!-krzyknąłem zdezorientowany jak i przerażony. Ta wiadomość zabrzmiała dla mnie 
       trochę podejrzanie i tak jakby było to POŻEGNANIE. 
       Musiałem wydrzeć się najwyraźniej dość głośno, gdyż zaraz w pokoju zjawiła się reszta
       chłopaków.
    -Co jest?!-zapytał od razu z lekka zdenerwowany Niall, zauważyłem że pozostali też się 
        przejęli.Rzuciłem Horanowi komórkę zakładając szybko pierwsze lepsze spodnie i 
        czerwono-czarną koszulę w kratę. Nie miałem pojęcia co zrobię,wiedziałem jednak że 
        muszę działać i odnaleźć Em. Nie mogłem leżeć bezczynnie w łóżku jak palant z myślą
        że moja dziewczyna może już nie żyć.
     -Kuźwa co to jest?!-krzyczał jeszcze głośniej zdeterminowany blondyn wycierając łzę 
        spływającą po policzku. Czyżby przyszła mu do głowy ta sama myśl co mi?
     -Coś ty narobił idioto!-dalej majaczył.
     -Zamknij się i myśl gdzie ona może być!-głośnym tonem warknąłem zakładając już buty..
     * Oczami Amy (matka Emily) *
       Nie sądziłam, że moja córka się aż tak przejmie tym co jej powiedziałam podczas obiadu. 
       szczerze? To rzeczywiście nie chciałam by się spotykała z tym piosenkarzem. Uważałam
       że to się źle skończy. W tamtej chwili gotów byłam zrobić wszystko żeby się tylko 
       rozstali.
       Nie wiem która była godzina, ale w pewnym momencie usłyszałam głośny huk 
       dochodzący z górnego piętra mieszkania. "Może coś spadło.." Przeszło mi najpierw przez
       myśl co z drugiej strony wydawało się nierealne bo nie zleciałoby z tak ogromnym 
       hałasem. Trochę się przeraziłam. Wstałam z łóżka i ruszyłam schodami na górę 
       zapalając po drodze światła by się nie przewrócić. Pierwsze co to skierowałam się w stronę
       pokoju Emily. Kilka sekund później stałam już przed tym pomieszczeniem i po chwili 
       otworzyłam drzwi naciskając od razu włącznik światła.
      -Boże !! Jiim!! -krzyknęłam tak głośno na ile starczyło mi sił w płucach na widok tego co
        tam zastałam. Ujrzałam leżącą moją córkę na podłodze z porozcinanymi nadgarstkami 
        z których wydobywała się spora ilość krwi tworząc już za razem nie wielką kałużę.Obok
        niej znajdowała się żyletka. 
      -Tylko nie to! Dziecko coś ty narobiła!-wrzeszczałam przez łzy po czym upadłam 
         przy niej na kolanach i zaczęłam przyciskać miejsca rozcięć. W tej tamtej chwili do 
         pokoju wszedł mój mąż. Zaczęły mu się trząść ręce. Nie wiem czy z nerwów czy 
         przerażenia, pewnie z tego i tego. Nie musiałam mówić mu co ma robić, gdyż zaraz 
         wziął pierwszy lepszy telefon i wykręcił numer na pogotowie. W tym czasie zdążyłam
         zawiązać kawałkami bluzki wciąż krwawiące nadgarstki dziewczyny. W duchu 
         modliłam się jedynie by się nie wykrwawiła. Po części obwiniałam za to swoją osobę.
         Czyżby było to spowodowane zakazem spotykania się z .... Zayn'em? Choć była to
         błahostka, gdyż i tak zrobiłaby przecież to co chciała. Musiało się stać coś gorszego. 
         Żałowałam, że nie wysłuchałam jej problemów. "Co ze mnie za matka!" zganiałam się 
         w myślach. 
         *Parę minut później*
         Pogotowie już przyjechało. Emily miała jeszcze tętno, które jednakże z każdą sekundą
         słabło. Kawałki materiału którymi zawiązałam rany dawno przesiąkły świeżą krwią. 
         Widok był okropny.. 
          "Ratownicy" wbiegli szybko na górę kładąc po chwili nieprzytomną nastolatkę na 
          noszach i wynosząc do stojącej przed domem karetki. Po chwili usłyszałam ten 
          charakterystyczny "sygnał"....Bałam się-bałam się o to że może być już za późno.
          Nie mogłam jechać z nimi do szpitala. Zabronili mi...Zabronili własnej matce być przy
          córce. Usiadłam bezsilnie na brzegu łóżka chowając twarz w rękach i płacząc.
        -Wszystko będzie dobrze-oznajmił w miarę spokojnym głosem Jim obejmując mnie 
           ramieniem. Choć mówił to tak opanowanie, wiedziałam że w środku czuje to samo co ja.
           Ten strach, że już nigdy więcej mogliśmy nie ujrzeć naszego jedynego dziecka. 
           Nie odpowiedziałam mu nic, kiedy zadał pytanie na które lekko się zbulwersowałam.
        -Nie uważasz że powinniśmy poinformować o tym -no jak mu tam..Zayn'a? -spojrzałam
           na niego cynicznie na co odsunął się trochę ode mnie. Zastanawiałam się czy to
           rzeczywiście dobry pomysł. Po chwili namysłu z niechęcią -aczkolwiek przystałam na 
           to co powiedział:
         -Dobrze, ale skąd...-przerwałam po czym obydwoje spojrzeliśmy na telefon Emily i znów
            po chwili patrzyliśmy na siebie.
         -To zły pomysł-oznajmił kręcąc głową.
         -To skąd weźmiesz ten pieprzony numer?!-wrzasnęłam i podniosłam komórkę. 
            Odblokowałam ekran i ujrzałam wiadomość od jakiejś .. Perrie? Pisała tam o ciąży a
            wtedy moje przypuszczenia się najprawdopodobniej sprawdziły. Czyżby ów zacny
            "chłopak" mojej córki w tak krótkim czasie już ją zdradził? Pokazałam to tylko mężowi
            na co usłyszałam "To nie nasza sprawa, proszę nie wtrącaj się" Aż się we mnie 
            zagotowało. Wybrałam listę kontaktów i znalazłam ten numer. 
          -Jest. Trzymaj-mówiąc podałam mu telefon. Chciał się odezwać ale mu przerwałam i 
            zabrałam głos:
          -Nie sądzisz chyba że będę z nim rozmawiać? Nie mam zamiaru go tolerować-przewrócił
            oczami i przytaknął. Jeśli chodzi o porozumiewanie się w języku angielskim to nie
            mieliśmy z tym żadnego problemu. Obydwoje uczyliśmy go dzieci i młodzieży jako 
            nauczyciele. Stąd też Em umiała go perfekcyjnie, gdyż zawsze jej pomagaliśmy gdy
            czegoś nie rozumiała i staraliśmy się wpajać jej nowe "rzeczy". 
           -Racja-powiedział powtórnie i nacisnął zieloną słuchawkę. 
            *Oczami Zayn'a*
            Zastanawiałem się gdzie może podziewać się moja ukochana. Wraz z chłopakami 
            objechaliśmy pół Londynu szukając jej, jednakże bez skutku. Jeździliśmy po 
            ulubionych knajpach dziewczyny, parkach...nigdzie jej nie było. Bezsilnie wróciliśmy
            do domu. Byłem załamany, łzy leciały mi z oczu-tak bardzo się o nią martwiłem.
            Reszta też to przeżywała a w szczególności Niall. Wiedziałem, że Em darzy go 
            sympatią której do tej pory nie mogłem zrozumieć. Byli jednak jak brat z siostrą więc
            nie miałem do tego żadnych przeciwwskazań. Po chwili zadzwonił telefon. Wyjąłem
            go z kieszeni i od razu poczułem na sobie wzrok chłopaków przypatrujących mi się
            z uwagą. Próbowałem odebrać co nie było łatwe gdyż trzęsły mi się ręce wkrótce się
            udało. 
            *Rozmowa*
           -Halo? 
           -Witam, pan ..Zayn?
           -Tak.
           -Z tej strony Jim Roberts, ojciec Emily. Muszę pana o czymś poinformować.
             Dziewczyna próbowała popełnić samobójstwo i najprawdopodobniej domyślam
             się co było tego przyczyną. 
           -Kuźwa! Proszę mi podać dokładny adres gdzie się teraz znajduje.
           -Oczywiście (Tu zostało podane polskie miasto i adres szpitala w którym znajdowała 
             się Emily)
           -Dziękuję bardzo. 
             *Koniec rozmowy*
             Byłem przerażony-moje przypuszczenia się sprawdziły.  Po poliku spłynęło mi kilka 
             łez. Złapałem się rękoma za głowę , lecz po chwili się ogarnąłem z myślą
             "Nie! Tak być nie może, nie bądź mięczakiem tylko zrób coś"
            -No co jest !? Do cholery mów!-krzyknął Horan bardziej zdenerwowany. 
            -Lecę do Polski........
     ___________________________________________________________
             Witajcie jak się podoba? Się trochę rozpisałam XD Cóż pod ostatnim
          postem pojawiły się komentarze " za dużo się tu dzieje " -spokojnie,
          to tylko na razie, później wszystko sprostuję i znów przez jakiś czas 
          będzie "słodko" ;x Dziękuję za ponad 5 tys wejść! Jesteście wielcy!
          CZYTASZ=KOMENTUJESZ!:3
        Mam nadzieję że nadal będziecie komentować:)) Nie wiem kiedy dodam 
          dalszą część, ale postaram się jak najszybciej. 
          + Mam dalej pisać, czy dodać jeszcze kilka rozdziałów i kończyć tę 
           historię?